Tajlandia, część 2
Chiang Rai to najdalej na północ wysunięte miasto Tajlandii. Jak wspomniałem położone jest w pobliżu granicy z krajem nazywanym obecnie Mjanmą. Stąd pierwsze miejsce, jakie odwiedzamy, to wieś Długoszyich z plemienia Karen.
Długo biliśmy się z myślami, czy tam na pewno jechać. Idea wystawiania życia na widok publiczny zawsze jest obarczona ryzykiem, że jakiś element tak ekshibicjonistycznego działania nie do końca jest zgodny z wolą osoby wystawionej "na pokaz". Zwłaszcza, gdy mówimy o związkach z krajem tak kontrowersyjnym, jak Mjanma/Birma, skąd plemię owo pochodzi. I przy głosach, że całe to plemię zostało sprowadzone do Tajlandii przez rzutkiego biznesmena i tylko w celach zarobkowych.
Opinie jednak o tym miejscu nie są jednoznacznie negatywne. Tak, jest to de facto skansen - a nie prawdziwa wieś. Tak, jest to miejsce nastawione na turystów.
Ale z drugiej strony - Panie sprawiają bardzo dobre wrażenie. Dzięki turystom są w stanie się utrzymać (na pewno przy okazji również licznych darmozjadów, niemniej - one również). Te plemiona i ta tradycja - nakładania złotych obręczy, które finalnie doprowadzają do deformacji i są źródłem problemów zdrowotnych - są elementem TEJ części świata. I to tutaj, mimo wszystko, taka wieś/skansen będzie wyglądać naturalnie. Stąd decyzja: skoro jesteśmy na miejscu, to trzeba tam zajrzeć.
A sama wioska jest czysta i schludna. Generalnie wrażenie pozytywne. Plemię ma również swoją stronę internetową: http://www.longneckkaren.com/
Z reguły nie opisuję noclegów, w których śpimy, tym razem zrobię wyjątek: taki widok mieliśmy z sypialni. Pod tym oknem była duża wanna. Pod gołym niebem...
Na terenie naszego "ośrodka" był również...
...taki basenik. Plus fajna knajpa i inne atrakcje. I to wszystko za 88 zł za noc za dwie osoby...
W centrum Chiang Rai znajduje się ciekawe muzeum związane z tradycją tych okolic: uprawą maku i produkcją opium. Wszak Chiang Rai to samiutkie centrum rejonu nazywanego "Złotym Trójkątem", czyli jednego z głównych obszarów produkcji opium na terenie Azji.
Ale oprócz historii produkcji opium można tu również zapoznać się, między innymi, z tradycyjnym budownictwem regionu.
Niedaleko Chiang Rai zwiedzamy jeszcze jedną atrakcję, która może uchodzić za kontrowersyjną. Ale zanim tam dojedziemy mijamy świątynię Wat Huay Pla Kang z widocznym z dużej odległości 90-metrowym posągiem. Postać zwana jest Wielkim Buddą z Chiang Rai, choć w rzeczywistości nie jest to Budda, a Guanyin - bogini miłosierdzia, litości i płodności, główna postać chińskiego panteonu buddyjskiego.
A naszym docelowym miejscem jest Ruammit Elephant Camp. Miejsce, nota bene, prowadzone ponoć przez osoby z plemienia Karen.
To jeden z licznych ośrodków na terenie Tajlandii, gdzie przetrzymywane są słonie - głównie ku uciesze turystów, którzy...
...korzystają z przejażdżek na ich grzbietach. Co zresztą było również moim udziałem - zainteresowanych odsyłam do opowieści o Nepalu.
Są głosy, żeby słonie wypuścić i niech biegają wolne po dżungli. Z tym że zaraza tamtego roku doprowadziła do tego właśnie - że wiele zwierząt zostało uwolnionych ze względu na brak turystów i związany z tym brak środków na ich utrzymanie.
Idę o zakład, że wiele z nich tego nie przeżyło - nie są wszak dostosowane do samodzielnego zbierania pokarmu.
I chociaż wizyta w tym miejscu (bez przejażdżki) właściwie sprawiła nam przyjemność, to widok zwierząt w zamknięciu zawsze powoduje zadumanie i refleksję: czy aby na pewno wszystko jest ok?...
Dobrze, to jeszcze małe słoniki w miejscu... co najmniej dziwnym. I o tym miejscu teraz.
To miejsce, gdzie sacrum...
...miesza się z profanum.
Profanum w jednej ze swoich prostszych form.
Profanum w jednej ze swoich prostszych form.
Baan Dam Museum.
Czyli, tak zwany, Czarny Dom.
Miejsce, jak widać, odwiedzane również przez hojnych polskich turystów.
Czarny Dom (choć to raczej całe Czarne Osiedle) stworzył Thawan Duchanee, nieżyjący już tajski twórca - malarz, rzeźbiarz i architekt, który pochodził z Chiang Rai. Pod koniec swojego życia mieszkał on właśnie w tym kompleksie.
Cały park wypełniony jest budowlami o często trudnym do odgadnięcia przeznaczeniu.
Choć większość z nich przypomina świątynie.
Początkowo wszystko wygląda w miarę normalnie. W miarę jednak przemierzanych metrów (setek metrów nawet)...
...zaczyna się dziać coraz dziwniej.
Aż w końcu dziwność tego miejsca robi się...
...monotematyczna.
I nawet wrota do budynków przypominających stupy mają niepokojąco falliczne kształty.
A zainstalowane w nich rzeźby nie pozostawiają złudzeń. Oraz pola do wyobraźni.
I nawet jeśli penis nie atakuje ze wszystkich kątów, to wystrój wnętrz nie przestaje niepokoić.
Podczas obecności w tym miejscu kołatało mi po głowie, że cały ten czarny kompleks (stworzony przez Narodowego Twórcę Tajlandii, jak nazywany jest obecnie Thawan Duchanee) jest przeciwwagą dla innego kompleksu w Chiang Rai. Choć "przeciwwaga" może nie być najlepszym określeniem, bo i tu znajdują się obiekty... dziwne. Ale na pewno barwnym antonimem Czarnego Domu jest...
...Biała Świątynia.
To kolejne niekonwencjonalne miejsce na mapie Chiang Rai. Oficjalna nazwa to Wat Rong Khun i jest to tak naprawdę prywatna wystawa sztuki w stylu buddyjskiej świątyni, której właścicielem i twórcą jest Chalermchai Kositpipat.
Choć uważana za wystawę sztuki powstała w miejsce zniszczonej świątyni, a także, zgodnie z intencjami twórcy, który funduje jej budowę (funduje, ponieważ cały kompleks nadal powstaje i raczej nie będzie ukończony przed 2070 rokiem) poświęcona jest Buddzie* i ma służyć kontemplacji oraz, co zapewne nie bez znaczenia, zapewnić artyście życie wieczne.
* - Co jednak nie przeszkadza umieszczać na pierwszym planie takich postaci. Konia z rzędem temu, kto wskaże związek owej postaci z (nawet bardzo szeroko pojmowanym) buddyzmem.
* - Co jednak nie przeszkadza umieszczać na pierwszym planie takich postaci. Konia z rzędem temu, kto wskaże związek owej postaci z (nawet bardzo szeroko pojmowanym) buddyzmem.
Do głównej świątyni prowadzi most „Cyklu odrodzenia”, który wiedzie nad małym jeziorkiem.
W jeziorku natomiast dostrzec można liczne dłonie wyciągnięte w geście pożądania. Pieniądze pomiędzy nimi, rzucane przez turystów chcących powrócić w to miejsce, nadają im pełni wyrazu.
Niemniej, jak widać, wśród dłoni pożądających są i dłonie nonkonformistów (czy też może raczej nonkonformistek. Ale gdyby się zastanowić, to malowanie paznokci przez mężczyznę również jest przejawem nonkonformizmu, czyli w takim wypadku byłby to nonkonformizm podwójny...).
Rzeźby jednak nie pozostawiają złudzeń: wybór zła (chciwości) prowadzi do nieszczęścia.
Niektóre z twarzy (?) nieszczęśników przybierają niepokojąco znajome kształty. Znajome dla konsumpcjonistów kultury zachodniej.
A żeby nie było wątpliwości, czy ta postać to na pewno ta postać – jeszcze jeden akcent z tego samego filmu.
Ale i z innego.
Jest i miejsce dla postaci ze sfery filmu i komiksu (dwóch postaci na tym zdjęciu).
Wiele scen z naszego świata fikcji można było znaleźć i na malunkach we wnętrzu głównego budynku kompleksu, Ubosotu, przedstawionego na pierwszych zdjęciach Białej Świątyni powyżej (Ubosot to buddyjska "sala święceń"). Były tam i pięknie odmalowane walki ze świata Gwiezdnych Wojen (z naciskiem na pierwszą, oryginalną trylogię, więc szacun), był Harry Potter, Matrix, Michael Jackson i wielu, wielu innych. Miałem wrażenie, że złu zachodu przeciwstawione było piękno delikatnego detalu architektury wschodu.
A, jak widać, na pięknie delikatnego detalu architektury wschodu się tu nie oszczędza.
Co ciekawe, a o tym podczas wizyty nie wiedziałem, można zostawić wolne datki, niemniej nie może to być kwota większa niż 10 000 tajskich batów (ok. 1 300 zł), ponieważ twórca nie chce, by hojni darczyńcy mieli wpływ na jego dzieło.
Co ciekawe, a o tym podczas wizyty nie wiedziałem, można zostawić wolne datki, niemniej nie może to być kwota większa niż 10 000 tajskich batów (ok. 1 300 zł), ponieważ twórca nie chce, by hojni darczyńcy mieli wpływ na jego dzieło.
Wracamy na południe, w kierunku Chiang Mai.
Zapraszam na trzecią część relacji z Tajlandii.
c.d.n.
Zapraszam na trzecią część relacji z Tajlandii.
c.d.n.