Sri Lanka, część 8
A my w dalszą drogę, pod trzeci najwyższy na wyspie...
...a według innych drugi, wodospad Dijaluma. 171 (wikipedia syngaleska) albo 220 (wikipedia anglojęzyczna) m. :-) I bądź tu człowieku mądry. Jak sobie sam nie zmierzysz, to się nie dowiesz.
Pod wodospadem sklepik, świeże owoce i stado włochatych gangsterów. No i Perodua, towarzyszka naszej podróży.
Kolejna mniej popularna atrakcja Sri Lanki przed nami.
Park Narodowy Bundala.
Park jest niewielki i obejmuje obszar wilgotnych terenów przyoceanicznych.
Powstał stosunkowo niedawno, bo w 1993 roku. Rybakom, którzy na tym terenie łowili ryby przed powstaniem parku, pozwala się na to również teraz.
Dowiedzieliśmy się tego (i kilku innych ciekawych rzeczy) od przewodnika, który... siedział na tylnym siedzeniu naszego samochodu.
Podobnie, jak w RPA, tak i do tego parku można wjechać swoim samochodem. Tu jednak, inaczej niż w Afryce, wymagana była obecność przewodnika w naszym samochodzie. Byliśmy jedynymi turystami w całym parku, więc pewnie dlatego było to możliwe. Co byłoby, gdyby przed wjazdem do parku stał sznur pięćdziesięciu samochodów, tego nie wiem...:-)
Podobnie, jak w RPA, tak i do tego parku można wjechać swoim samochodem. Tu jednak, inaczej niż w Afryce, wymagana była obecność przewodnika w naszym samochodzie. Byliśmy jedynymi turystami w całym parku, więc pewnie dlatego było to możliwe. Co byłoby, gdyby przed wjazdem do parku stał sznur pięćdziesięciu samochodów, tego nie wiem...:-)
Rybak po zakończeniu połowów.
I psy, które, ku naszemu zaskoczeniu, otrzymywały od rybaka kompletne ryby do zjedzenia (jak widać po minie psa na pierwszym planie - z ośćmi). Nie do końca nam się ten obraz domykał z poprzednimi naszymi doświadczeniami. Jako psiarze nigdy nie skojarzylibyśmy surowej ryby - z ośćmi, wnętrznościami, łbem - jako posiłku dla psiaków.
Park słynie głównie jako miejsce postojowe dla ptaków migrujących.
Nie był to sezon migracji, niemniej udało nam się kilka ciekawych sztuk "ustrzelić" obiektywem.
W tym takie znane nam dobrze - tu występujące w naturalnym środowisku.
Nie tylko ptaki żyją w parku. Tego gada wypatrzył przewodnik...
...a tego Daga. No czyż nie ma dziewczyna gotowego fachu w ręku?
Nota bene ten egzemplarz chłodził się (otwarta paszcza o tym świadczy) jeszcze przed wjazdem do parku. Daga była przekonana, że to jakaś rzeźba reklamująca park, gdy rzeźba się znudziła chłodzeniem w jednym miejscu i zwinęła stamtąd.
Nota bene ten egzemplarz chłodził się (otwarta paszcza o tym świadczy) jeszcze przed wjazdem do parku. Daga była przekonana, że to jakaś rzeźba reklamująca park, gdy rzeźba się znudziła chłodzeniem w jednym miejscu i zwinęła stamtąd.
Kolejny stwór parkowy, to żółw morski -trudny do wypatrzenia i jeszcze trudniejszy do sensownego sfotografowania.
I jeszcze kilku przedstawicieli naczelnych.
Podejrzewam, że są to hulmany.
Jedziemy do naszej kolejnej bazy, Tangalli, spotkać się z dawno niewidzianymi znajomymi. Po drodze przejeżdżamy przez okolice miejscowości Hambatota. Trasa dwujezdniowa, momentami po trzy pasy w każdą stronę. Zjazd na Hambatotę to imponujący ślimak. Dwie rzeczy skwierczą przeciętnemu użytkownikowi tej drogi: ograniczenie prędkości do 70 km/h oraz zupełny brak pojazdów.
Okazuje się, że okolica kryje jeszcze kilka ciekawostek, m.in. spory stadion do krykieta pośrodku niczego, imponujące międzynarodowe lotnisko, na którym nic nie ląduje (taki ich Radom, tylko bardziej, bo zdobyło tytuł "najpustszego międzynarodowego lotniska na świecie"), czy też potężny port, którego terminal kontenerowy nie może spełniać swojego zadania, ponieważ dopuszczalny tonaż okolicznych dróg nie pozwala na większy transport, a także głębokość wejścia do portu jest zbyt mała, żeby obsługiwać współczesne kontenerowce.
Za te wszystkie atrakcje odpowiada pan Percy Mahendra Radżapaksa, zwany Mahindra Radżapaksa - na różnych etapach swojego życia prezydent i premier tego kraju (obecnie, początek 2020 roku, premier) - oraz jego rodzina (na stanowisko premiera został desygnowany przez swojego brata, a aktualnego... prezydenta Sri Lanki, Gotabaję Radżapaksę).
Znakomita ilustracja, jak zbyt bliskie koligacje rodzinne i brak odpowiedniej kontroli osób na wysokich stanowiskach (!!!) prowadzi do błędnych decyzji skutkujących stratą ogromnych kwot pieniędzy (same te dwie inwestycje: port i lotnisko, kosztowały ok. 1.320.000.000 dolarów, a to na pewno nie jest ostateczna kwota, bo obejmuje dwie fazy budowy portu, a teraz wdrażana jest faza trzecia, której kosztów nie znam). I nie ma znaczenia, że znakomitą większość tej kwoty wydały Chiny - naiwnością jest myśleć, że kraj ten nie upomni się o swoje, gdy przyjdzie na to czas.
A z takich luźniejszych faktów, to (za anglojęzyczną wikipedią i lankijskim Sunday Timesem):
lotnisko, na którym okazjonalnie coś wyląduje, jest w stanie przyjąć największy samolot pasażerski na świecie - Airbusa A380 (długość pasa startowego 3.500 m); siatkę zabezpieczającą drogę dojazdową do lotniska usunięto, żeby przez drogę mogło przechodzić bydło; z powodu niefunkcjonującego oświetlenia droga w nocy jest wykorzystywana przez dzikie słonie; w 2016 roku ok. 350 żołnierzy, policjantów oraz wolontariuszy próbowało wypędzić z terenu lotniska (w czasie, gdy obsługiwało ono jeden lot dziennie) ok. 150 jeleniowatych i ok. 50 bawołów. Zwierzęta utknęły, bo dookoła lotniska uruchomiono elektryczne ogrodzenie mające stanowić ochronę przed słoniami; wreszcie jeden z samolotów, który w końcu dotarł na to lotnisko został uziemiony, ponieważ do jednego z jego silników wleciał... paw.
Takie to historie...
Okazuje się, że okolica kryje jeszcze kilka ciekawostek, m.in. spory stadion do krykieta pośrodku niczego, imponujące międzynarodowe lotnisko, na którym nic nie ląduje (taki ich Radom, tylko bardziej, bo zdobyło tytuł "najpustszego międzynarodowego lotniska na świecie"), czy też potężny port, którego terminal kontenerowy nie może spełniać swojego zadania, ponieważ dopuszczalny tonaż okolicznych dróg nie pozwala na większy transport, a także głębokość wejścia do portu jest zbyt mała, żeby obsługiwać współczesne kontenerowce.
Za te wszystkie atrakcje odpowiada pan Percy Mahendra Radżapaksa, zwany Mahindra Radżapaksa - na różnych etapach swojego życia prezydent i premier tego kraju (obecnie, początek 2020 roku, premier) - oraz jego rodzina (na stanowisko premiera został desygnowany przez swojego brata, a aktualnego... prezydenta Sri Lanki, Gotabaję Radżapaksę).
Znakomita ilustracja, jak zbyt bliskie koligacje rodzinne i brak odpowiedniej kontroli osób na wysokich stanowiskach (!!!) prowadzi do błędnych decyzji skutkujących stratą ogromnych kwot pieniędzy (same te dwie inwestycje: port i lotnisko, kosztowały ok. 1.320.000.000 dolarów, a to na pewno nie jest ostateczna kwota, bo obejmuje dwie fazy budowy portu, a teraz wdrażana jest faza trzecia, której kosztów nie znam). I nie ma znaczenia, że znakomitą większość tej kwoty wydały Chiny - naiwnością jest myśleć, że kraj ten nie upomni się o swoje, gdy przyjdzie na to czas.
A z takich luźniejszych faktów, to (za anglojęzyczną wikipedią i lankijskim Sunday Timesem):
lotnisko, na którym okazjonalnie coś wyląduje, jest w stanie przyjąć największy samolot pasażerski na świecie - Airbusa A380 (długość pasa startowego 3.500 m); siatkę zabezpieczającą drogę dojazdową do lotniska usunięto, żeby przez drogę mogło przechodzić bydło; z powodu niefunkcjonującego oświetlenia droga w nocy jest wykorzystywana przez dzikie słonie; w 2016 roku ok. 350 żołnierzy, policjantów oraz wolontariuszy próbowało wypędzić z terenu lotniska (w czasie, gdy obsługiwało ono jeden lot dziennie) ok. 150 jeleniowatych i ok. 50 bawołów. Zwierzęta utknęły, bo dookoła lotniska uruchomiono elektryczne ogrodzenie mające stanowić ochronę przed słoniami; wreszcie jeden z samolotów, który w końcu dotarł na to lotnisko został uziemiony, ponieważ do jednego z jego silników wleciał... paw.
Takie to historie...
Z Tangalli ruszamy na zachód wzdłuż wybrzeża. W jednej z maleńkich wiosek, do których nie trafiają turyści, spotykamy grupkę dzieciaków. Reksio powoduje radość pod każdą szerokością geograficzną. :-)
Hummanaja Blow Hole. Troszkę się tu starłem z panem w kasie, ponieważ poprosiłem go, żeby mi wyjaśnił...
...dlaczego, skoro wie, że dziś nie dzieje się dokładnie nic (bo morze nie faluje), kasuje mnie kilkunastokrotnie więcej, niż miejscowego? Z reguły jestem spokojny i tu rozmowa też odbywała się spokojnie, znając jednak mechanizm w Azji (i nie tylko w Azji, a Afryce też się to zdarza) pobierania znacznie większych kwot od obcokrajowców niż od lokalnej ludności, czasami, gdy opłata ma charakter czystego haraczu, włącza się mój wewnętrzny sprzeciw.
Emocje jak na rybach - może nawet mniejsze. Za to chwilę później...
Emocje jak na rybach - może nawet mniejsze. Za to chwilę później...
...na jednej z ulic Matary - ot, pick-up jadący w korku. Dla Lankijczyków widok był również ciekawy, dlatego właściwie jestem zaskoczony, że nie wydarzył się przy okazji żaden wypadek. Wszyscy wpatrywali się w krokodyla, a niektórzy idioci, zamiast skupić się na drodze, robili zdjęcia.
Klimatyczna zatoczka w Devinuwarze.
Nad oceanem.
Zatoka Weligama z pozostałością jednego z symboli Sri Lanki.
Z tych pali wbitych w dno morskie rybacy łowili ryby.
Zwyczaj powstał po II Wojnie Światowej, a obumarł po tsunami w 2004 roku. Teraz ponoć lokalnie powraca.
Pale są atrakcją Sri Lanki, a w miejscowościach południowego wybrzeża można skorzystać z oferty wycieczek organizowanych przez rybaków, którzy chętnie opowiadają o tej metodzie połowów.
Dwóch nieletnich.
A tu dwójka odrobinę starszych.
Łódź rybacka na plaży Weligama.
c.d.n.
c.d.n.