Witam po raz drugi "a".:-)
...ale upal...
...ale upal...
"a" dlatego, że zdjęć pozbierało się trochę. Relacja 2 będzie na raty, żeby zmieściła się w waszych skrzynkach, a także dlatego, że tutaj, gdzie jesteśmy, połączenie internetowe jest na wagę złota i żadna kafejka nie pozwala na jednorazowe wysłanie większej przesyłki. Większość w ogóle nie zezwala na "uploady" czy "downloady".
Przede wszystkim odniosę się do swoich wrażeń z poprzedniej relacji. Po odwiedzeniu Manali i Leh (również nie reprezentatywne dla Indii! Jedno na wysokości 2050 mnpm, drugie na 3500 mnpm, więc raczej kraina górska - Manali to przedmurze Himalajów, Leh to już Himalaje, stolica krainy Ladakh) potwierdzam wielka otwartość i sympatie lokalnych mieszkańców. Mile to, gdy idąc ulica Manali zaczepia mnie gość zwyczajowym "Hi, how are you?", a gdy odpowiadam, proponuje "Why don't you stop and talk?". Ot tak, po prostu. Bezinteresownie. A czas tu płynie inaczej. Na zegarek nie patrzy się prawie w ogóle. Wszystko toczy się od wschodu do zachodu słońca.
...ale upal...
...ale upal...
W kwestii czystości poza stolica jest wyraźna poprawa. Nadal niestety śmieci lądują na ulicy (poza Manali zupełny brak śmietników. W Manali próbują uświadamiać mieszkańców o konieczności "keep Manali clean"), jednak jest ich mniej niż w Delhi.
A może się już przyzwyczaiłem?...
Nie, chyba jednak jest czyściej. Jest tez ciszej, mniej śmierdzi. Ale to bardziej zasługa mniejszych miast. Nadal mnóstwo odpadków gnije w rynsztokach, a klakson służy jako uzupełnienie zdrowego rozsądku na drodze, ale wszystko odbywa się w mniejszej, łatwiejszej do ogarnięcia skali. Góry to oczywiście przestrzenie (zdjęcia!), wiec i problem ciasnoty się rozwiązał. Bieda jest widoczna, ale to inny rodzaj biedy - takiej, która nie przeszkadza w normalnym życiu. Może nawet nie nazwałbym tego "biedą", lecz raczej "brakiem pożądania" - z podobna sytuacja spotykam się zawsze w Maramureszu w Rumunii.
...ale upal...
...ale upal...
No i skończyło się naciąganie. Zobaczymy jak będzie dalej.:-)
Czas na pierwsza partie zdjęć.
...ale upal...
...ale upal...
"a" dlatego, że zdjęć pozbierało się trochę. Relacja 2 będzie na raty, żeby zmieściła się w waszych skrzynkach, a także dlatego, że tutaj, gdzie jesteśmy, połączenie internetowe jest na wagę złota i żadna kafejka nie pozwala na jednorazowe wysłanie większej przesyłki. Większość w ogóle nie zezwala na "uploady" czy "downloady".
Przede wszystkim odniosę się do swoich wrażeń z poprzedniej relacji. Po odwiedzeniu Manali i Leh (również nie reprezentatywne dla Indii! Jedno na wysokości 2050 mnpm, drugie na 3500 mnpm, więc raczej kraina górska - Manali to przedmurze Himalajów, Leh to już Himalaje, stolica krainy Ladakh) potwierdzam wielka otwartość i sympatie lokalnych mieszkańców. Mile to, gdy idąc ulica Manali zaczepia mnie gość zwyczajowym "Hi, how are you?", a gdy odpowiadam, proponuje "Why don't you stop and talk?". Ot tak, po prostu. Bezinteresownie. A czas tu płynie inaczej. Na zegarek nie patrzy się prawie w ogóle. Wszystko toczy się od wschodu do zachodu słońca.
...ale upal...
...ale upal...
W kwestii czystości poza stolica jest wyraźna poprawa. Nadal niestety śmieci lądują na ulicy (poza Manali zupełny brak śmietników. W Manali próbują uświadamiać mieszkańców o konieczności "keep Manali clean"), jednak jest ich mniej niż w Delhi.
A może się już przyzwyczaiłem?...
Nie, chyba jednak jest czyściej. Jest tez ciszej, mniej śmierdzi. Ale to bardziej zasługa mniejszych miast. Nadal mnóstwo odpadków gnije w rynsztokach, a klakson służy jako uzupełnienie zdrowego rozsądku na drodze, ale wszystko odbywa się w mniejszej, łatwiejszej do ogarnięcia skali. Góry to oczywiście przestrzenie (zdjęcia!), wiec i problem ciasnoty się rozwiązał. Bieda jest widoczna, ale to inny rodzaj biedy - takiej, która nie przeszkadza w normalnym życiu. Może nawet nie nazwałbym tego "biedą", lecz raczej "brakiem pożądania" - z podobna sytuacja spotykam się zawsze w Maramureszu w Rumunii.
...ale upal...
...ale upal...
No i skończyło się naciąganie. Zobaczymy jak będzie dalej.:-)
Czas na pierwsza partie zdjęć.
Znak drogowy w Delhi. Doskonały przykład problemu, jaki Hindusi maja z dzieleniem wyrazów. Dwa inne najpopularniejsze zestawienia to "break fast", "wel come". Ale poza takimi, często zabawnymi zestawieniami, człowiek ze znajomością języka angielskiego poradzi sobie tu dobrze. Warto jednak się upewnić, że dana osoba zna ten język, inaczej wola pomocy może wygrać ze zrozumieniem pytania i możemy dostać zupełnie bezużyteczna odpowiedz na zadane pytanie.
Tzw. India Gate w Delhi. Łuk upamiętniający Hindusów, którzy zginęli we wszystkich konfliktach wojennych na świecie. A przy okazji bardzo ładna i zadbana okolica. Włącznie z parkiem, w którym można urządzić piknik na trawie.
Świątynia Manu w Manali. Manu to hinduski Noe i wsławił się dokładnie tym samym, czym jego biblijny odpowiednik. Nie wiem, czy chodzi o ta sama osobę, czy był to tzw. plan B.
Wnętrze świątyni Manu.
Schody do wsi, za Old Manali.
Bardzo częsty towarzysz wypraw w góry.
Bardzo rzadki towarzysz wypraw gdziekolwiek. Natomiast często spotykany przy różnego rodzaju atrakcjach turystycznych, gdzie oferowany jest przez starsze kobiety jako towarzysz na zdjęciu. Odpłatnie.
Częsta towarzyszka podroży Baha w otoczeniu kolegów. www.nasza-klasa.in.
Posag Buddy ze świątyni buddyjskiej w Manali.
Młynki modlitewne w świątyni w Manali. Buddyzm jawi mi się jako fascynująca religia pod względem sposobów modlitwy. Albo należy kręcić tego typu młynkiem (zgodnie z ruchem wskazówek zegara), albo można sobie sprawić wersję "mobilną". Modlitwa również są powiewające chorągiewki w pięciu kolorach symbolizujących żywioły z wypisana mantrą modlitewną. Generalnie - wysiłek niewielki przy znakomitym efekcie.
Duży młynek modlitewny w świątyni w Manali.
Mnich podczas "pudzy", czyli codziennego spotkania mnichów (formy nabożeństwa), podczas których śpiewane (mruczane może będzie lepszym określeniem) są mantry modlitewne. "Mruczeniu" często towarzysza instrumenty, w tym z moich obserwacji wynika, ze widoczny "bęben" jest obowiązkowy.
Grupa sympatycznych dzieciaków pod powyższą świątynią.
Motocykle marki "Royal Enfield" to 95% wszystkich motocykli - bardzo popularnego środka transportu w Manali.
Warsztat motocykli. Dociekliwym polecam przyjrzenie się prawej stronie zdjęcia i odpowiedź na pytanie, jaka roślina występuje w Manali na dziko w ogromnych ilościach. Dodam, ze jest to ulubiona miejscowość podstarzałych białych hipisów, którzy Manali wybrali jako swoje miejsce zamieszkania na stare lata.
Widok na dolinę rzeki Beas. Przedmurze Himalajów, jak wspomniałem powyżej.
Tzw. "Święci Mężowie" przy świątyni w Wasziszt. Żyją z datków i dzięki permanentnemu odurzeniu.
Psiak w Wasziszt. Jest ich tu mnóstwo i są bardzo przyjacielskie.
Druga część jutro. Biegnę na autobus do Śrinagaru w Kaszmirze.:-)
PS. Leh można z czystym sumieniem polecić jako miejsce do odpoczynku z gwarancja pogody - słońce świeci przez ok. 300 dni w roku. Od paru dni, w ciągu dnia temperatura nie spada poniżej 30 stopni... Na 3500 mnpm!
PS. Leh można z czystym sumieniem polecić jako miejsce do odpoczynku z gwarancja pogody - słońce świeci przez ok. 300 dni w roku. Od paru dni, w ciągu dnia temperatura nie spada poniżej 30 stopni... Na 3500 mnpm!