"Mówię ci: Nepal, Nepal, Nepal papierosów
bo będziesz kaszlał i będzie ci źle"
Raz Dwa Trzy "Piosenka o Nepalu"
A co więcej: przy granicy z Indiami jest miejscowość Nepalgandź! Pozostawiam bez komentarza...
Relacja nr 4 - witam!
Jesteśmy w Nepalu. Kraj robi zdecydowanie przyjemniejsze wrażenie niż Indie. Jest bardziej uporządkowany, ma mnóstwo do zaoferowania na stosunkowo niewielkiej powierzchni, jest odrobinę chłodniej, czyściej, no i ciszej. Dojmująca i widoczna zdecydowanie bardziej niż w Indiach jest za to bieda mieszkańców. Trzeba się, niestety, uodpornić na ciągłe zaczepki, inaczej koszt wycieczki mógłby dramatycznie wzrosnąć. Założenie tutaj jest takie, ze biały człowiek ma mnóstwo pieniędzy i wydawanie na lewo i prawo po 10 dolarów, to dla niego bułka z masłem. A w naszym przypadku tak nie jest - inaczej nie udałoby się przetrwać przez dwa miesiące.
Jak na razie jesteśmy po zwiedzeniu Katmandu, trzydniowym trekkingu w dolinie Katmandu, a przed nami czterodniowy tzw. Annapurna Skyline Trek (brzmi wyjątkowo profesjonalnie, ale z sama Annapurną ma niewiele wspólnego - poza tym, ze masyw powinien być widoczny przez większość trasy) oraz... A, to później. Jak się uda.:-)
Tymczasem, bez zbędnego ociągania się, kolejna porcja zdjęć:
bo będziesz kaszlał i będzie ci źle"
Raz Dwa Trzy "Piosenka o Nepalu"
A co więcej: przy granicy z Indiami jest miejscowość Nepalgandź! Pozostawiam bez komentarza...
Relacja nr 4 - witam!
Jesteśmy w Nepalu. Kraj robi zdecydowanie przyjemniejsze wrażenie niż Indie. Jest bardziej uporządkowany, ma mnóstwo do zaoferowania na stosunkowo niewielkiej powierzchni, jest odrobinę chłodniej, czyściej, no i ciszej. Dojmująca i widoczna zdecydowanie bardziej niż w Indiach jest za to bieda mieszkańców. Trzeba się, niestety, uodpornić na ciągłe zaczepki, inaczej koszt wycieczki mógłby dramatycznie wzrosnąć. Założenie tutaj jest takie, ze biały człowiek ma mnóstwo pieniędzy i wydawanie na lewo i prawo po 10 dolarów, to dla niego bułka z masłem. A w naszym przypadku tak nie jest - inaczej nie udałoby się przetrwać przez dwa miesiące.
Jak na razie jesteśmy po zwiedzeniu Katmandu, trzydniowym trekkingu w dolinie Katmandu, a przed nami czterodniowy tzw. Annapurna Skyline Trek (brzmi wyjątkowo profesjonalnie, ale z sama Annapurną ma niewiele wspólnego - poza tym, ze masyw powinien być widoczny przez większość trasy) oraz... A, to później. Jak się uda.:-)
Tymczasem, bez zbędnego ociągania się, kolejna porcja zdjęć:
Uliczny sprzedawca momo, jeszcze w Mc Leod Ganj w Indiach. Momo to znakomite pierożki tybetańskie sprzedawane wszędzie tam, gdzie istnieje społeczność tybetańska. W Katmandu, w tybetańskiej restauracji Old Tashi Delek podają znakomite momo z mięsem z bawołu w rosole. Smakują prawie jak gruzińskie chinkali, co mnie bardzo ucieszyło, bo na chinkali miałem ochotę już od dłuuugiego czasu...
Burza nadciąga nad Mc Leod Ganj
Mc Leod Ganj w nocy. Fantastycznie położona miejscowość, na stromych zboczach, z pięknymi widokami w każdą stronę. Widoki jednak, niestety, rzadko widoczne, bo chmury wędrują przez cały czas...
Przejście graniczne pomiędzy Banbasą w Indiach i Mahendranagarem w Nepalu. Przewodnik LP opisuje je jako "mocno wyluzowane" i zupełnie się nie myli. Na zdjęciu strona hinduska (widoczni celnicy nasze paszporty i Bardzo Ważne Druki wypełniali pomiędzy kęsami ciasteczek popijanych kawą), a po stronie nepalskiej Pan Celnik zwlókł się z łóżka (posterunek był jednocześnie jego mieszkaniem, w którym mieszkał z żoną i córką) i w rozciągniętej podkoszulce, przepasany w biodrach ręcznikiem inkasował od nas po 40 dolarów za wizę nepalską oraz wypełniał nasze paszporty i inne Bardzo Ważne Druki. Na przejściu byliśmy ok. 7 rano
Tu się chwile wahałem, czy to zdjęcie załączać do relacji, ale bez opisu przypomina ono w sumie dość ciekawy, moim zdaniem, abstrakcyjny obraz, dlatego możecie je zobaczyć. Osoby o słabszych żołądkach proszę o przejście do zdjęcia kolejnego. Osoby odporniejsze znajdą opis do tego zdjęcia na końcu relacji.:-)
Pasażer (pasażerka?...) autobusu z Mahendranagaru do Katmandu (18 godzin jazdy). Jechała z nami tylko ok. 4-godzinny odcinek trasy, ale pod koniec drogi, na jednym z postojów okazało się, ze inny przedstawiciel (inna przedstawicielka?) tego gatunku podróżowała również... na dachu. Przywiązana bezpośrednio do dachowego relingu, pomiędzy bagażami
Katmandu i riksze przed świątynią hinduską
Jeden z placów Katmandu. Jedna duża, główna buddyjska stupa i dużo mniejszych, a pomiędzy nimi hinduskie ołtarzyki. W Nepalu buddyzm i hinduizm są ściśle ze sobą powiązane
To właśnie główna stupa na tym placu
Start latawca. Latawce to tutaj główne zajęcie osób w każdym wieku. Na prawie każdym dachu budynku widać ludzi, którzy je puszczają
Uliczka starego miasta w Katmandu
Budynek, w którym zamontowano pierwsza szklana szybę w Katmandu. Wygląda, jakby przetrwała do naszych czasów...
Katmandzki "święty mąż". Jest ich tu wielu, zbierają pieniądze (żyją jedynie z datków) w zamian za zdjęcie lub wysmarowanie czoła przechodnia czerwona mazią (nie znam, niestety, jej znaczenia, poza tym, co oni sami o niej mówią: "for a good luck") i/lub włożenie mu kwiatów za ucho. W odróżnieniu od "świętych mężów" spotykanych w Indiach (byli w jednej z wcześniejszych relacji) w ciągu dnia nie wydają się być pod wpływem jakichkolwiek substancji
Kawałek drewna pokryty monetami, będącymi darami dla boga "od bólu zębów", Katmandu. W okolicy około setki gabinetów dentystycznych
Gra w kości na pieniądze, często spotykana na ulicach Katmandu. Cieszy się dużą popularnością wśród przechodniów, a policja nie wydaje się reagować, wiec zakładam, ze jej "intencje" są czystsze, niż naszej gry w trzy kubki
Pod Świątynią Annapurny, stare miasto w Katmandu
Zaułek starego miasta w Katmandu
Lokalna dziewczynka poznana na jednym z placów Katmandu. Bardzo wygadana i mila, dobrze znała angielski. Tu z Bahą, którą wyraźnie polubiła
Lokalny chłopczyk spotkany pod jedna ze świątyń w Katmandu. Nic nie mówił, wiec nie wiem, czy znal jakiś obcy język. Raczej mnie nie polubił, bo wyraźnie nie mógł zrozumieć, po co celuje w niego jakimś dziwnym czymś
Stupka na jednym z placów Katmandu
Pod świątynią Swayambhunath, zwana potocznie "Małpią Świątynią" na przedmieściach Katmandu
A to widok spod Swayambhunath. Znowu ptaszyska i teraz już, dzięki nieocenionej pomocy przyjaciół wiem, ze prawdopodobnie są to orliki krzykliwe
Hmmm. To miejsce, to najprawdopodobniej miejsce palenia zwłok nad rzeka w Katmandu. Wskazują na to osmalone belki i opis na mapie. Ale co tam robi ta świnia, ja się pytam?....
Burza nadciąga nad Patan
Centrum Patanu wpisane jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO i rzeczywiście - zasługuje na to
Posąg boga Hanumana (człowieka-małpy) na pałacu w Patanie
Pomnik króla Yoganarendry Malli na placu w Patanie
Jedna z niewielu nepalskich świątyń o pięciokondygnacyjnym dachu - Kumbeshwar w Patanie
Droga z Katmandu do Bhatkapur. Chaos, chociaż na zdjęciu wygląda spokojnie. Ale gdy jest mniej spokojnie, nie ma mowy o robieniu zdjęć.:-) Początek trekkingu w dolinie Katmandu. Generalnie nie tam chcieliśmy jechać, ale nikt nie zrozumiał dobrze naszej wymowy zaplanowanej miejscowości i trafiliśmy do złego autobusu. Na szczęście dolina nie jest zbyt duża i można łatwo naprawić tego typu błąd. Podczas trzydniowej wycieczki ani razu nie trafiliśmy tam, gdzie chcieliśmy trafić...
Duży staw (basen?) pod Bhaktapur. Nie hodowlany, raczej święty
Z Bhaktapur do świątyni Changu Narayan jechaliśmy tak, jak każdy będąc w Nepalu, przynajmniej raz powinien się przejechać: na dachu autobusu (nie przymierzając - jak ta koza z opisu powyżej, tylko my nie byliśmy przywiązani...). Generalnie jest ok, trzeba tylko uważać na nisko zawieszone przewody wysokiego napięcia oraz bambusowe gałęzie
Wieś Changu
I świątynia Changu Narayan w tejże wsi
Ta sama świątynia i niżej podpisany autor niniejszej relacji
Muppet.:-) Nie mam pojęcia, czemu wymyślili, żeby wymalować akurat oczy pomników przy tej świątyni. Z drugiej jej strony były dwa słonie - wyglądały równie dziwnie...
Nepalska wieś pomiędzy Changu, a Sankhu
Pola ryżowe. Na jednym z takich udało nam się dzień później zgubić drogę. A to nie żarty: idąc w górę zbocza z pełnymi plecakami musieliśmy wskakiwać/wspinać się na te tarasy, mające momentami ponad metr wysokości i szerokość raptem ok. 15 cm. Do tego jeszcze stworzenia zamieszkujące te okolice
Np. takie. Rozpiętość odnóży do ok. 10 cm (PS Teraz już wiem co to jest. Wystarczy kliknąć na zdjęcie)
Tworzące potężne sieci rozpięte pomiędzy drzewami. I problem dotyczy głównie odpowiedzi na zasadnicze pytanie: czy są jadowite?...
Pola nad rzeką Manoharą wieczorem
Okolice Sankhu
Najczęściej spotykany mieszkaniec dżungli - ważka
Ale pojawiają się i takie potwory, które niestety trudno sfotografować, ponieważ prawie nie zdarza się zaobserwowanie ich siedzących. Zdecydowanie większe od dłoni
Baha w gaju. Tuż po błądzeniu, w miejscu, w którym turystów się nie spotyka. Dlatego podejrzewamy, ze tym razem nie były to całkiem dziko rosnące rośliny - zwłaszcza, ze cześć gaju była profesjonalnie wycięta
Zachód słońca w okolicy Nagarkot
I wschód nad Himalajami, widziany z Nagarkot. Jedna z tych "wypustek", to Mt. Everest. Niestety nie wiem, która...:-)
No i to by było na tyle...:-)
PS. Jeszcze opis do zdjęcia nr 5 - tak wygląda wiele ścian budynków, chodników oraz autobusów (pod oknami) zarówno w Indiach, jak i Nepalu. I, jak podejrzewam, w każdym kraju, gdzie popularne jest żucie betelu. Używka ta, wg mojej wiedzy, ożywia, ale i odrobinę uzależnia, a skutkiem ubocznym jej żucia jest obfity ślinotok w kolorze brązowym. Bardzo obfity. Często wiec spotyka się ludzi, mimo wszystko niższych stanów, którzy co chwilę... hmmm, "spluwają" nie oddaje natury tego zjawiska. Wylewają z siebie litry brązowej, barwiącej wszystko cieczy. Po miesiącu można się przyzwyczaić.:-)