Relacja nr 2b. Bajkał - lipiec 2012
Na zdjęciu: kolejka na prom na wyspę Olchon. Kursował jeden, zamiast dwóch, a na kursującym ekipa była pijana, co było przyczyną kilkugodzinnego oczekiwania. Choć może to nie do końca była prawda, ponieważ w drodze powrotnej czas oczekiwania był dwukrotnie dłuższy, a alkoholu od załogi promu nie wyczułem. Niemniej pogoda tworzyła miłe dla oka obrazy,
co uprzyjemniało czas oczekiwania, a poza tym w samochodzie gościłem Paula, który okazał się być wyjątkowo interesującym rozmówcą. Problem oczekiwania na prom nie dotyczył naszych motocyklistów, którzy podjechali na początek kolejki i wpakowali się na wolne miejsca na najbliższym promie.
Olchon to piękna wyspa, budząca moje skojarzenia z południowo-zachodnią Irlandią. Jedyne, czego brakowało do pełnego obrazu, to kamienne murki oddzielające pola.
Chużir to stolica Olchonu, położona mniej więcej w połowie długości wyspy, na jej zachodnim brzegu. Jedną z jej głównych atrakcji jest przylądek Burchan, a głównym miejscem przylądka jest skała – „Szamanka”.
Przylądek jest jednym ze świętych miejsc dla zamieszkujących wschodnie wybrzeże jeziora Buriatów, wyznających głównie szamanizm.
Buriaci to rdzenna ludność tych terenów, naród blisko spokrewniony z Mongołami, używający podobnego języka, a przed II Wojną Światową również identycznego alfabetu.
Udało nam się podpatrzeć grupę widocznych na poniższych zdjęciach Buriatów, którzy ubrani w tradycyjne chałaty, podobne do tych używanych w Mongolii, składali ofiarę duchom.
Po ceremonii, ubrani już w stroje nieformalne, oddali się rozmowom i spożywaniu.
Kilka poniższych zdjęć przedstawia przylądek Burchan i jego najbliższe okolice. Miejsce ulubione przez wypoczywających, ale jeszcze umiarkowanie zatłoczone. Być może dzięki niewydolnemu połączeniu promowemu, być może dzięki złej kondycji drogi wiodącej przez wyspę.
Na zdjęciu: rozwinięcie problemu, o którym wspomniałem wcześniej – kompletnie napruta kobieta w stroju kąpielowym wbiła się na plażę widocznym na zdjęciu peugeotem i radośnie uśmiechnięta okrążała samochód chwiejnym krokiem.
Na zdjęciu: widok z okna naszego pokoju na Bajkał. Najpopularniejszy ośrodek w Chużirze, „U Nikity”. Standard, eufemistycznie mówiąc, umiarkowany – na zdjęciu poniżej umywalnia. No, ale nie dla wygód jeździ się na Syberię…
Pogoda na Olchonie nas nie rozpieszczała.
Ponoć na tej wyspie roczna ilość opadów wynosi ok. 200 mm, jednak już podczas naszego kilkudniowego pobytu deszczu spadło zdecydowanie więcej.
Co spowodowało spore problemy komunikacyjne, bo ulice w Chużirze nieutwardzone, po deszczu błotniste, a ponadto grunt tu w typie lessowym, więc gdy tylko trochę popada, tworzy się lodowisko.
Na zdjęciu: kierowca tej toyoty utknął na takiej właśnie ślizgawce, za sobą mając stromy zjazd na plażę (dostępny dla samochodów 4x4 i tylko wtedy, gdy nie pada). Jego kolega pobiegł na plażę poniżej, wrócił po kilkunastu minutach z butelką wódki i szklaneczką, kierowca zaaplikował sobie wewnętrznie połowę szklaneczki trunku, po czym, nie martwiąc się już niczym pognał do przodu,
szczęśliwie omijając pułapki.
W miejscu takim utknęliśmy i my. Nam jednak brakowało podobnej fantazji, a każda próba wyhamowania coraz bardziej spychała nas w stronę wąwoziku widocznego za toyotą.
Duchy nam jednak wskazały, że uda się uniknąć problemów i szczęśliwie wyjść z opresji. I rzeczywiście tak było.
Wieczór niektórzy z nas spędzali w bani. Bania to sauna, a najciekawsza zlokalizowana była na plaży, tuż przy brzegu Bajkału.
Wieczór niektórzy z nas spędzali w bani. Bania to sauna, a najciekawsza zlokalizowana była na plaży, tuż przy brzegu Bajkału.
Temperatura wody w jeziorze uniemożliwiała czerpanie przyjemności z kąpieli, ale po wygrzaniu się w saunie była wręcz przyjemnością. I ta informacja pochodzi z drugiej ręki. Ekipa spędziła wieczór w saunie i przy ognisku, a ja musiałem położyć się wcześniej spać, bo następnego dnia nasze drogi miały się rozejść na dwa dni.
c. d. n.
c. d. n.