Witam po raz kolejny!
Na sam początek sprostowanie wiadomości podanej w poprzedniej relacji. Nienadawanie imion dzieciom mongolskim do 3-go roku życia okazało się być kosmiczną bzdurą. Do tygodnia po urodzinach dziecko ma już imię i odbywa się impreza, na którą przybywają członkowie rodziny. Być może kiedyś tak było, jak podałem w poprzednim mejlu i tylko na jakimś określonym terenie Mongolii (wszak Mongolia nie jest krajem jednolitym etnicznie i zwyczaje w różnych okolicach mogą się różnić).
Ok, to skoro zacząłem od dzieci, to...
Na sam początek sprostowanie wiadomości podanej w poprzedniej relacji. Nienadawanie imion dzieciom mongolskim do 3-go roku życia okazało się być kosmiczną bzdurą. Do tygodnia po urodzinach dziecko ma już imię i odbywa się impreza, na którą przybywają członkowie rodziny. Być może kiedyś tak było, jak podałem w poprzednim mejlu i tylko na jakimś określonym terenie Mongolii (wszak Mongolia nie jest krajem jednolitym etnicznie i zwyczaje w różnych okolicach mogą się różnić).
Ok, to skoro zacząłem od dzieci, to...
...pierwsze zdjęcie pozostaje w temacie. Dzieciak w autobusie do Karakorum był dzieciakiem "przechodnim". Zajmowali się nim różni ludzie, nie spokrewnieni z rodzicami
Spróbuję może też opisać trochę życie koczowników, w stepie
Jurty są fantastycznym wynalazkiem. Rozłożenie zajmuje czterem osobom nawet jedynie 3 godziny. Ale w zupełności wystarczą dwie osoby (oczywiście z jakimś doświadczeniem...). Spotyka się je dokładnie wszędzie, są wodoodporne (ciekaw jestem tylko, do jakiego stopnia - czy taka jurta poradziłaby sobie w bardziej mokrym, polskim klimacie), ciepłe (kiedy trzeba) lub przewiewne (również kiedy trzeba - wystarczy podwinąć "ściany", a powietrze wpada przy podłodze i wychodzi jedynym otworem w szczycie dachu)
Są lekkie (kompletna jurta wazy ok. 250 kg), a przy tym niedrogie. No i stosunkowo duże (jurta o średnicy 9 m ma powierzchnię ponad 60 m2, niepodzieloną ścianami)
Jedyny otwór w ścianie jurty zorientowany jest najczęściej na południe (z wyjątkiem terenów na dalekim zachodzie Mongolii - tam jurty orientowane są na północ). Tu ciekawostka - podobnie orientowane są mongolskie mapy, czyli południe jest u góry. To tak, jakby na mapie Polski Bałtyk był na dole (lub na mapie Ukrainy - granica z Białorusią), a Tatry (Krym) na górze. Od tego się jednak powoli odchodzi - mapy topograficzne, tudzież turystyczne są już orientowane "po ludzku"
Jurta w środku nie ma "kibelka" - trzeba wychodzić na zewnątrz, do drewnianego domku zawieszonego nad głęboką dziurą. Wewnątrz znajduje się "miotełka" do odpędzania much (występujących w ilościach hurtowych) oraz kosz na papier. Instytucja kosza do wyrzucania zużytego papieru znane jest wszystkim odwiedzającym kraje na wschód od Polski. O ile jest to dla mnie w pewien sposób zrozumiale w blokach lub starych kamienicach (zła jakość papieru w połączeniu z niewielkimi przekrojami rur odpływowych lub ich złym stanem może doprowadzić do zapchania), o tyle tutaj tego zjawiska, przyznam, nie potrafię wytłumaczyć
Problem dostępu do energii elektrycznej rozwiązywany jest na kilka różnych sposobów. Tu akumulator jest ładowany w ciągu dnia baterią słoneczną, by po zachodzie słońca być przeniesionym do pomieszczenia, gdzie podpinana jest do niego jedyna żarówka
Urządzenie do mycia jurty po jej rozłożeniu. Podobne urządzenia spotyka się np. na ger-campach (czyli przystosowanych dla potrzeb turystów jurtowiskach. Ger, a dokładnie "гер" to mongolska jurta) do mycia rąk - są jedynie niższe i mają pod lejkiem coś na kształt umywalki
I znowu - tablica do koszykówki. Spotykane wszędzie, również na pozornie zupełnie bezludnych stepach
Mongolski sposób przywiązywania konia w pobliżu domostwa (jurty, domku). Dziwnie to czasami wygląda z daleka, gdy do takiej poprzeczki przywiązanych jest więcej koni - wyglądają jak wisielce...
Zagroda dla zwierząt wykorzystywana w nocy. Często na trasie spotykaliśmy koczowników, którzy swoją ciężarówką przewożą swój prawie cały dobytek, czyli rozłożony dom - jurtę, wyposażenie domu i wszelkie akcesoria będące wyposażeniem obejścia - jak właśnie np. takie zagrody. Część konstrukcyjna ściany jurty służy wtedy za ogrodzenie fragmentu przestrzeni na pace, gdzie przewożone są zwierzęta (niektóre oczywiście - stada, jak podejrzewam, są przepędzane przez pasterzy na nowe miejsce)
Mama-jak i młode jaczątko - dokładnie jednodniowe
Podobno to nie są czystej krwi jaki, lecz krzyżówka jaka i krowy, która daje więcej mleka
Wyglądają jednak dość egzotycznie
Tu byliśmy świadkami ciekawego zdarzenia - stadko młodziutkich jaków chciało podejść do kałuży, żeby się napić (poza krawędzią zdjęcia), a w cieniu białego budynku siedziało kilka psów, które w stadku widziały zagrożenie. Efekt był taki, ze jaki podchodziły zaglądając trwożnie za róg budynku, a wtedy zza tego rogu wypadały psy i z dzikim ujadaniem odpędzały jaczki (które wygląd maja ociężały, ale wyjątkowo zabawnie biegają, dziwacznie podskakując). I tak w kółko kilkukrotnie...
Zupełnie inny, niż irlandzki, sposób strzyżenia owiec. Bardzo często zresztą widzieliśmy owce, których wełna była zostawiona samopas na grzbiecie, tworząc kołtun. W gospodarstwie nie ma zapotrzebowania na tak duże ilości wełny, poza gospodarstwem popyt na nią również jest niewielki. Czasami zdarzyło nam się zaobserwować ciężarówki wypełnione wełną i transporty te najczęściej były przeznaczone dla odbiorców w Chinach
No i znowu - najczęstszy widok na stepie. Kości zwierząt jest kilkukrotnie więcej, niż kamieni
Najczęściej spotykane są właśnie te części zwierzaków. Przyczyna jest oczywista - psy, które właśnie najczęściej z padniętego zwierzęcia odrywają kończyny i roznoszą po okolicy
A tu naturalizm (turpizm może nawet dla niektórych) w pełnym wydaniu
Młodzi mieszkańcy stepu
Mieszkaniec osady Tariat. Troszkę nieostry, ale dość malowniczy
Mieszkańcy stepu
To też mniej udane zdjęcie, ale obrazuje ciekawe zjawisko - pani w okularach do restauracji przyniosła pod pachą wagę, z siaty wyciągnęła ogórki, wyłożyła na wagę żądaną ilość, sprzedała, po czym waga pod pachę, niesprzedane ogórki w siatę i dalej w drogę! Dziwnie kontrastujący z tymi czynnościami był jej stosunkowo elegancki strój...
A to już przedmieścia Karakorum - pierwszej większej miejscowości na zachód od UB, którą zwiedzaliśmy
Samo miasto nie jest zbyt ciekawe, mieści się tu kilka zakładów przemysłowych (w tym budowane przez Polaków), z których jednym z niewielu czynnych jest duży młyn zbożowy
To jedna z nowszych atrakcji Karakorum - pomnik poświęcony historii Mongolii
Na każdej ze ścian wyłożona jest mozaika z mapą świata z różnych okresów, na której wyraźnie zaznaczono granice imperium mongolskiego (lokalizacja tego obiektu akurat w tym mieście ma swoje uzasadnienie, ale o tym za chwilę)
Niedługo się jednak mogłem skupić na pomniku, ponieważ zaobserwowałem takie oto zjawisko...
Widoczny na zdjęciach pluszak w rękach młodej Mongołki był psem z krwi i kości. Zafarbowanym gdzieniegdzie...
Przed wejściem do obecnie największej atrakcji - klasztoru lamajskiego Erdenedzuu Chijd
Brama wejściowa na teren klasztoru
Cały teren otoczony jest murem ze 108 stupami, rozmieszczonymi co ok. 15 m
108, dlatego ze to ważna liczba dla buddystów (m. in. w buddyzmie tybetańskim to ilość pokus, jakie człowiek musi przezwyciężyć, by osiągnąć nirwanę)
Widok głównej świątyni
Kamienna stela na terenie klasztoru
Nie wiem, jakie dokładnie ma znaczenie, niemniej miejscowi otaczali ją czcią
Tzw. złoty suburgan, czyli po mongolsku stupa
Świątynia Lawiran w pięknym, tybetańskim stylu
Mnisi, którzy z balkoniku przy świątyni dęli w trąby zrobione z muszli informując o rozpoczęciu nabożeństwa
Erdenedzuu Chijd to jedna z niewielu mongolskich świątyń, które oparły się komunistycznym czystkom lat 30-tych XX w. Polska, w świetle tego, co wydarzyło się w Mongolii, została przez ten system potraktowana wyjątkowo łagodnie. Wspomnę o tym przy okazji opisywania miejscowości Cecerleg
Kamienny żółw. Jeden z dwóch pozostałych po wielkim mieście - dawnej stolicy Mongolii. Stolicą zresztą było Karakorum jedynie przez 30 lat, w XIII wieku, zanim Kubilaj, wnuk Czyngis-Chana, przeniósł ją do Pekinu. Niemniej miasto to było imponujące - podzielone na 4 kwartały, każdy dla innego wyznania, innej narodowości. Makieta w Muzeum Historii Mongolii w UB robi ogromne wrażenie
Żółw raz jeszcze - tym razem bez wydziwiania :-)
Współczesna stupa na terenie dawnej stolicy. Tak to teraz wygląda - nie ma nic, poza żółwiami
Na zakończenie - Jeżyk. Mieszkaniec Karakorum
Tak go nazwaliśmy, bo kojarzył nam się z jeżem z jakiejś bajki, ale ani Baha, ani ja nie mogliśmy sobie przypomnieć, z jakiej. Może ktoś wie?... Stworzenie w skali przyjazności miało 10/10.:-)
Relacja nr 3 niniejszym zakończona. Biegnę świętować, bo tu Naadam się rozkręca i jest co robić, zamiast siedzieć przed komputerem.:-)
Relacja nr 3 niniejszym zakończona. Biegnę świętować, bo tu Naadam się rozkręca i jest co robić, zamiast siedzieć przed komputerem.:-)